Tak
nasza ukochana i wymarzona España :)
Od
pierwszych odwiedzin hiszpańskiej ziemi w 2005 roku, kiedy to dotarliśmy tam
autostopem, zakochaliśmy się w tym kraju. Staramy się do niego, w miarę możliwości
czasowych i finansowych, jak najczęściej się da, powracać. Mimo najszczerszych
chęci, od roku 2007 aż do 2012 nie było
to jednak możliwe :’( mimo iż od 2007 planowaliśmy odbyć długą objazdówkę po
wielu ciekawych miejscach. W planie była północ, południe, wschód i zachód. W
końcu udało się nasz plan chociaż po części zrealizować, rozpoczynając podróż w
Walencji a po przejechaniu około 1500km przez duże i małe miasteczka, po drodze
zaliczając Sierra Nevada i Pueblos Blancos na Tarrifie kończąc.
Całość
trasy przejechaliśmy osobówką, co ułatwiło sprawę bagaży ale za to narzuciło
pewne ograniczenia przy poszukiwaniu noclegów (czytaj z parkingami w okolicy).
Do Walencji dotarliśmy koło północy po 15-to godzinnej jeździe z Luxemburga,
tj. ok. 1500km. Plan był taki, żeby po drodze się w Barcelonie przenocować.
Tylko po co, skoro się tak dobrze jedzie, na zegarze 20:00 a słońce jeszcze
wysoko stoi? Więc pojechalimy dalej i przy pomocy pewnego portalu bukującego
hotele, znaleźlimy taki kaprawy ;) ale za to z darmowym parkingiem (auto
musiało stać na luzie co be je w te i we w te przepychać mogli) i w samym
centrum miasta, tj. w okolicy El Mercado Central i Giełdy Jedwabiu.
Pierwszego
dnia Hiszpania uraczył nas słoneczną i piękną pogodą. Po 10h deszczu z
Luxemburga do Granicy Francuzko-Hiszpańskiej taki widok wywołał uśmiechy na naszych
twarzach i udało nam się wywlec z hotelu wcześnie rano po 10:00 ;)
|
Sobotnie
poranne pustki na ulicach
|
Zaglądanie w ciasne uliczki i bramy jak najbardziej
się opłaca :)
|
Plaza Redonda
|
Idąc dalej i brodząc już w gąszczu autochtonów i
turystów mijamy …
|
... Santa Catalina |
Jednym z głównych planów wycieczki na dzisiaj jest
Katedra.
|
Catedral de Valencia |
|
A od środka tak się prezentuje |
Kobiety w ciąży powinny obejść ją dziewięć razy, każdorazowo
przyklękając przed posągiem Matki Boskiej i wypraszając u niej powodzenie na
każdy z kolejnych dziewięciu brzemiennych miesięcy ;)
A co jeszcze ciekawego w środku znaleźć można?
|
... witraże i gra
światłem …
|
|
… oraz sztuka
sakralna
|
A na zewnątrz życie, czytaj handel lokalnymi
specjałami, kwitnie.
|
Mini wersje
wszelakiej maści naczyń glinianych …
|
|
… tutaj
widzianych z innej perspektywy.
|
Ruszamy dalej (oczywiście jak zawsze na czuja :D) i
kierując się w stronę Plaza de El Arzobispo mijamy naszą katedrę, podziwiając
jej boczną architekturę ;) a zwłaszcza pięknie zdobione żygacze …
|
Catedral de
Valencia widziana z boku.
|
… no i wpadamy w końcu na wiec komunistek :P
|
Co się dziwić,
w końcu 1-szy czerwca w kalendarzu stoi :)
|
Po drodze jeszcze parę ciekawych …
|
… pomników,
wież udekorowanych dachówką w kolorze indygo …
|
|
… balkonów,
latarń ulicznych mijamy.
|
Prześlizgujemy się pomiędzy Plaza de Poeta LLorente
y murami…
|
… Iglesia de
Temple...
|
… i docieramy, chyba do najciekawszej atrakcji
miasta, tj. osuszonego kanału rzeki el Turia. (o tym będzie innym razem).
|
… a w el
Turia wiosna pełną gębą ...
|
Trochę wymęczeni docieramy następnie na Placa de La Virgen de los Desamparados,
gdzie się odbywają przygotowania da jakiegoś (nie pytajcie jakiego ;) ) święta.
Po wypiciu kawy w celu naładowania akumulatorów oraz ochłodzenia się za pomocą
dwa razy ‘dos de caña’ ruszamy w tłum ludzi, żeby popodziwiać te konstrukcje
spod Basilica de la Virgen.
|
Jedna z karet
/ platform przygotowanych do pochodu.
|
|
Takie oto
dziwy na tych, …
|
|
… swoją drogą
ciekawnie udekorowanych, platformach poustawiano ;)
|
Czas ruszać dalej bo słońce chyli się powoli ku
zachodowi (no może jeszcze parę godzin zostało ale i tak szkoda dnia :D)
W drodze na Plaza de Toros mijamy …
|
… budynek z
oddziałem La Caixa
przy Plaza de Ayuntamiento …
|
|
… oraz
budynek przez nas nazwany ‘budynkiem maurów’ przy Pasage de Russeta.
|
Przy Plaza de Toros znajduje się trybuna do walk
byków, a z jej okolicy odchodzą pociągi RENFE z Estación del Norte.
|
Widok na
arenę do walk byków oraz na Estación del Norte.
|
Jeszcze tylko rzut okiem do wnętrza budynku i można
wracać do hostelu, zahaczając po drodze o jakieś jadłodajnie serwujące coś typu
pyszna paella.
|
To co
podróżnicy lubią najbardziej – dworzec :) …
|
… aż by się wsiadło w jeden z tych co na peronie
czekają i ruszyło w nieznane ;)
No i na koniec pytanie za 100 punktów … Co tworzy
klimat miast? I wcale nie mam tu na myśli pogody ;)
- to co stare, ciekawe i w odpowiednim momencie
odrestaurowane …
|
Starocie, do
których zaliczymy także nasz hostel (pierwszy z prawej to widok z naszego
pokoju) :P
|
- różnej maści drobnostki i szczególiki, które się
zauważa jak już się trochę zwolni
|
Dokąd tak
pędzisz? Popatrz pod nogi! Szczęście możesz mieć już ‘desde 40€’ ;)
|
- no i najważniejsze to ludzie!!
|
Im bardziej
różnorodni tym lepszy efekt końcowy i tym bardziej na ulicach kolorowo.
|
- no i nie zapominajmy o nas samych - turystach
|
Tak to my
zatopieni w tym wszystkim co tworzy klimat Walencji
|
To dopiero pierwszy dzień, z planowanych trzech
tygodni, a już jesteśmy zachwyceni i zarazem smutni że przyjdzie nam opuścić
Hiszpanię. Wy natomiast (nie wiem jeszcze kiedy, ale) możecie na 100% liczyć na
dalsze relacje z kraju Cervantesa, oczywiście przeplatane innymi wyjazdami cobyście się nie zanudzili ;)